wtorek, 26 maja 2015

Epilog

Louis

 - Jesteś gotowa? - spytałem, opierając dłonie na ramionach Charlie.
 Ona pokiwała na to energicznie głową, a jej rozszerzone z podekscytowania oczy ciągle spoglądały w bok, jakby bała się, że przegapi moment, w którym muzyk wyjdzie na scenę. Wokół nas było pełno ludzi, którzy rozmawiali naprawdę głośno (drąc mi się przy tym do ucha) i co jakiś czas ktoś szturchnął mnie przypadkiem, ale nie przeszkadzało mi to w tym momencie ani trochę.
 Mimo, że to nie był rodzaj muzyki, którego normalnie słuchałem, to świadomość, że Charlie zaraz zobaczy swoją ulubioną osobę na całym świecie, sprawiał, że sam naprawdę cieszyłem się, będąc tutaj. Tym bardziej, że to dzięki mojemu prezentowi na jej ostatnie urodziny, byliśmy w tym miejscu właśnie teraz.
 - I nie żałujesz, że przez to przegapiłaś swój bal maturalny?
 Dobrze znałem odpowiedź na to pytanie, ale chciałem się z nią jeszcze trochę podroczyć, zanim całkiem przestanie zwracać na mnie uwagę, gdy koncert się rozpocznie. Bo wtedy już na pewno nie spojrzy na mnie ani na sekundę i będzie się zachowywać, jakby nic innego nie istniało oprócz sceny.
 - Wiesz, że nie! Mam to gdzieś, nie chciałam nawet tam iść, a to jest... ugh - wyrzuciła z siebie szybko, machając rękami na boki, jakby nie wiedziała, jak inaczej przekazać swoje emocje. - Dzięki, Lou. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę go zaraz zobaczę. Dzięki. O mój... Wow, jeszcze dwie minuty i... nie wierzę, nie wierzę. Gerard, moje kochanie...
 Zaśmiałem się cicho, słuchając jej gadaniny i nachyliłem się w jej stronę, po czym pocałowałem ją w czubek głowy. Objąłem ją mocno ramionami, przyciągając bardziej do mnie, a ona wtedy wreszcie spojrzała na mnie na dłuższą chwilę.
 - Nie mogę sobie wyobrazić, że gdyby Liam nie zmienił wtedy zdania co do nas, to teraz nie byłoby cię tu ze mną i musiałabym zabrać kogoś innego - powiedziała, całując szybko moje usta.
 - To było dobrze ponad pół roku temu - dodałem z rozbawieniem, myśląc o tym, jak dużo się od wtedy zmieniło. - Teraz Liam wie, że jestem najlepszym facetem, jakiego mógłby chcieć dla swojej uroczej, młodszej siostrzyczki.
 Charlie zmrużyła oczy, próbując posłać mi groźne spojrzenie, ale trudno było wziąć to na poważnie, gdy na jej twarzy pojawił się wesoły uśmiech. Mimo tego, że miała na sobie czarną koszulkę z nadrukiem budzącym odrazę (i trochę niepokój w moim przypadku) i ciężkie, ubrudzone buty, moim zdaniem naprawdę wyglądała uroczo. Jej twarz wydawała się zbyt niewinna przy tym całym otoczeniu, choć wiedziałem, że tak naprawdę było jej do tego daleko.
 - Oczywiście, powtarzaj tak sobie, jeśli to sprawia, że jesteś z siebie zadowolony - rzuciła przekornie.
 - Ale to prawda! - zawołałem z oburzeniem.
 Charlie zaśmiała się lekko i objęła ramionami moją szyję, po czym pocałowała mnie znowu. I chociaż minął prawie rok, odkąd pocałowaliśmy się pierwszy raz, wiedziałem, że nigdy mi się to nie znudzi. Nie z Charlie, która potrafiła każdą najmniejszą rzecz uczynić najwspanialszą na świecie.
 Biorąc pod uwagę jej szkołę i moją pracę, nie spotykaliśmy się, aż tak często jakbyśmy chcieli, ale jakoś dawaliśmy radę. Prawie każdy weekend spędzaliśmy razem, ale częściej to ona przyjeżdżała mnie odwiedzić niż ja ją. Poznałem jej rodziców i nawet mnie polubili, ale jednak przebywanie w ich domu potrafiło być dość... niezręczne. Jej tato przeprowadził sobie ze mną rozmowę, o której wolałbym zapomnieć, a jej mama co chwilę zaglądała do pokoju, żeby sprawdzić, co robiliśmy. Czułem się trochę, jakbym miał 10 lat mniej niż w rzeczywistości.
 Teraz został Charlie ostatni miesiąc szkoły, a wtedy miała na stałe przeprowadzić się do Liama i Nialla. Planowała zacząć studia w naszym mieście i mimo tego, że zostało jej jeszcze kilka miesięcy, wolała jak najszybciej przenieść się do ich mieszkania. Nikt nie miał wątpliwości jaki był powód jej pośpiechu. Nie mogłem się już doczekać tego, jak będę miał ją ciągle blisko siebie i będziemy mogli codziennie denerwować Zayna, gdy będziemy się obściskiwać zaraz obok niego.
 - Kocham cię, Lou - powiedziała Charlie, muskając ostatni raz moje usta, po czym spojrzała w stronę sceny.
 Koncert zaczął się akurat kilka sekund później, a moja kochana dziewczyna od razu ściągnęła ze mnie ręce i prawie odepchnęła mnie od siebie, praktycznie skacząc z podekscytowania.
 - Kocham cię, pchełko - krzyknąłem do jej ucha.
 Tak jak się spodziewałem, kompletnie to zignorowała, ale gdy złapałem jej dłoń, ścisnęła mocno moje palce i objęła je jeszcze drugą ręką. Jej oczy wręcz błyszczały ze szczęścia i miała ten skupiony wyraz twarzy, jakby nie chciała przegapić żadnego najmniejszego szczegółu. Uśmiechnąłem się z rozczuleniem, obserwując ją i przez całą resztę koncertu przyłapałem się na tym, że większość uwagi poświęcałem właśnie jej.
 Była najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek przydarzyła mi się w życiu i liczyłem na to, że zostanie już w nim do samego końca.

*

konieeeec!
dziękuję wszystkim, którzy to czytali <3

jeśli to was interesuje to będę dalej pisać opowiadania, tylko już nie o One Direction, a przynajmniej póki co nic takiego nie planuję
ale dla tych co czytali my private sky: dodam tam jeszcze dwa dodatkowe rozdziały, tylko nie jestem pewna kiedy! (może mi to zająć dość długo...)

więc tutaj już się z wami żegnam i w razie czego możecie mnie znaleźć albo na moich innych blogach albo na -> twitterze <- albo na -> wattpadzie <- albo -> asku <-

jeszcze raz dziękuję wam za wszystko! <3